“When it all comes together around two competent teams working together, World of Warships is a glorious pre-World War 2 admiralty fantasy come to life.” 8.3/10 – IGN “Its mix of ponderous warships and huge guns—the biggest guns ever fired in anger by mankind—is beautiful, polished, and a joy to play.” 80/100 – PCGamer American fighters are mainly intended for medium-and high-altitude combat, using vertical maneuvers. The prime representatives are the P-51 Mustang and F4U Corsair. The guns are also built for air superiority, and optimized for medium-to-high altitudes. U.S. heavy fighters were designed as "strategic" aircraft capable of performing a wide range WoT : more arcade, less grindy. WT : more simulator like, more grindy. 19. WolfDaniHUN • 8 mo. ago. And in WT you can harass some enemies from time to time with player controlled planes, bombers. (So you have AA tanks, trucks aswell.) Plus in WT you can use all of the guns on the tank. Even the machine guns. Vay Tiền Trả Góp Theo Tháng Chỉ Cần Cmnd Hỗ Trợ Nợ Xấu. World of Warplanes ma to, czego wymagam od darmowej produkcji - nieskomplikowaną rozgrywkę i proste, przejrzyste zasady, które od razu się opanowuje. Wielkiej filozofii tu nie ma, o czym świadczy chociażby łatwe sterowanie. Samolotem poruszamy za pomocą duetu o nazwie "WSAD i myszka". Owszem, inaczej pilotuje się ciężkiego bombowca, a inaczej szybkiego i zwinnego myśliwca, ale nie musimy kończyć trzyletniego kursu pilotażu, by opanować maszyny na niebie, nawet jeśli te trochę się od siebie różnią. Wręcz przeciwnie - dwie, trzy rundy i radzimy sobie całkiem nieźle. Kluczem do pozostania na niebie jest zrozumienie jednej, nieskomplikowanej reguły - nie zgrywamy cwaniaka. wręcz nakazuje nam współpracę z innymi członkami zespołu. Trudno mówić tu o rozbudowanych taktykach, bo wystarczy, że będziemy trzymać się razem. Każdy samotny wypad kończy się przeważnie tak samo. Grupka dwóch lub trzech przeciwników bierze nas na celownik i szybko wysyła na ziemię. A to w World of Warplanes oznacza jedno - koniec rundy. Wówczas albo obserwujemy, jak radzą sobie nasi koledzy z drużyny, albo wracamy do hangaru, by usiąść za sterami innej maszyny. Sami przyznacie, że to proste i logiczne zasady, prawda? Jeśli je zaakceptujemy, to World of Warplanes potrafi sprawić frajdę. Lata się łatwo, a radocha z namierzenia wroga i zestrzelenia go, szczególnie na początku, jest spora. Naprawdę dobrze bawiłem się latając z kolegami, polując na przeciwników, otaczając ich i czekając, aż jeden z nich wpadnie w nasze sidła. Rundy są krótkie, dynamiczne, czasu na nudę nie ma: albo my ruszamy na łowy, albo sami stajemy się ofiarą, starając się uciec od pocisków przeciwników. Niestety zbyt często musimy omijać też samych rywali. Część z nich to urodzeni kamikadze i ich jedynym pomysłem na zniszczenie rywala jest... zderzenie się z nim. Trochę to wkurza, ale trudno mieć pretensje do twórców, że niektórzy lubią bawić się w ten sposób. Jest jeszcze jeden problem - takie beztroskie latanie i zabijanie przeciwników nie bawi w nieskończoność. Z czasem zaczynamy czuć lekką nudę. OK, niby w wielu grach robi się to samo, więc czepianie się World of Warplanes tego, że strzelamy do celów na niebie albo na ziemi byłoby lekkim nadużyciem. Tyle że niewiele zrobiło, byśmy o monotonni zapomnieli. Mapy są skromniutkie - nie tylko pod względem rozmiarów, ale i treści. Przydałoby się więcej obiektów, które można by było zniszczyć. Na ziemi niewiele się dzieje, a przecież grunt w grze o samolotach też jest ważny. W World of Warplanes dostajemy nudną makietę - słabo. Wargaming zamiast na jakość map, postawiło na ilość... maszyn i ich modyfikacji. Samolotów jest naprawdę sporo, a żeby je wszystkie odblokować i udoskonalić potrzebować będziemy wiele czasu. Jeżeli ktoś ma duszę zbieracza, to na pewno się ucieszy. Trzeba jednak przyznać, że nie wszyscy muszą przyjąć taktykę "zbierz je wszystkie" i mogą skupić się na ulepszaniu jednego "drzewka technologicznego". Wówczas World of Warplanes traci - bo tak naprawdę ma się niewiele powodów, by przy grze pozostać. World of Warplanes to gra free-to-play, ale z mikrotransakcjami. Drogę do odblokowania maszyn i modyfikacji można więc przyspieszyć wydając prawdziwe pieniądze. Podejrzewam, że większość z was zostawi portfel w spokoju i skupi się na samodzielnym odblokowywaniu bonusów. Za udział w bitwach i za osiągi nagradzani jesteśmy grową walutą oraz punktami doświadczenia. Te przeznaczamy na rozwój maszyn i ich ulepszanie. Kupowanie nowych "badań" odblokowuje kolejne maszyny w sklepie. Łatwo więc się domyślić, na czym polega rozgrywka - ciułamy punkty/pieniądze, by kupować coraz lepsze i mocniejsze samoloty. I coraz mocniejsze podzespoły. To system, który w każdej grze sprawdza się znakomicie, więc nic dziwnego, że i w World of Warplanes działa. "O kurczę - jeszcze trochę punktów doświadczenia i będę mógł kupić nowy samolot" - cóż, to wystarczy, żeby rozegrać dodatkową bitwę. Tym bardziej, że czasami musimy się też zastanowić: zainwestować w lepszą amunicję do samolotu, który już mam, czy zaoszczędzić (i liczyć się z mniejszą efektywnością w walce), by później kupić lepszy sprzęt. Coś za coś. Fajnie, że na początku gry punkty i kasa wpadają aż miło. Bałem się, że kupno nowej maszyny wiązać się będzie z godzinami zbierania, tymczasem na pierwszych poziomach naprawdę nietrudno o wizytę w sklepie i wyjście z pełnym koszykiem. Wystarczy powiedzieć, że mnóstwo "pieniędzy" dostajemy za sam udział w bitwie, a jak uda nam się coś zestrzelić - o, można poczuć się bogaczem. Nowe modyfikacje i badania (dzięki nim uzyskujemy dostęp do nowych maszyn) wpadają więc łatwo i szybko. Życie milionera kończy się na wyższych poziomach, bowiem z czasem ceny zaczynają rosnąć i trzeba poświęcić trochę czasu, by uzbierać niezbędną kwotę. World of Warplanes wygląda całkiem nieźle, choć na pewno trudno jest powiedzieć, że to piękna gra. Ale trzeba docenić to, że darmowe produkcje prezentują się solidnie. Dźwięk również brzmi prawidłowo, choć tutaj musieliby wypowiedzieć się wojenni weterani - według mnie jest OK. World of Warplanes to świetna gra dla... waszych ojców. Jest prosta, przy krótkich partyjkach wciągająca i wygląda całkiem nieźle, na dodatek zadowoli każdego, kto ekscytuje się samolotami z okresu II wojny światowej. Hardkorowi fani latania niestety dość szybko się znudzą i zaczną spoglądać w stronę konkurencji - a przecież na wirtualnym niebie znajdziemy jeszcze War Thunder. nie dało nam zbyt wielu argumentów na to, by latać akurat ich samolotami. Sporo maszyn i nieskomplikowany gameplay to jednak za mało. Solidny średniak, więc nie liczcie na fajerwerki. Warto jednak pamiętać, że to gra, która ciągle będzie rozwijana. Dziś mamy do czynienia ze szkieletem, z czasem dostaniemy również mięcho. Autorzy już zapowiedzieli nowe tryby i ciągłe dostarczanie nowych maszyn. Nawet jeśli dziś WoW nie bawi tak, jak powinien, to najprawdopodobniej warto będzie za jakiś czas do niego wrócić. War Thunder? World of Warplanes? Z daleka nie widać jakichkolwiek różnic między zaciekłymi rywalami Na pierwszy rzut oka obie produkcje są do siebie bliźniaczo podobne. Gaijin bez większych skrupułów kopiuje sprawdzone rozwiązania od Wargamingu. Interfejs jest więc bardzo podobny do tego z World of Tanks. Wracają badania nad technologiami oraz drzewka maszyn do kupienia i opracowania. Załoga zyskuje doświadczenie, nawet surowce w grze budzą oczywiste of Tanks, War Thunder, World of Warplanes – to wszystko ten sam miot, te same rozwiązania, z charakterystycznym podziałem na „tiery” i silnym akcentem położonym na drużynowe zgranie. Różnice zaczynają być widoczne dopiero po poderwaniu maszyny, kiedy dochodzi już do samych starć w powietrzu. To właśnie dzięki nim nie mam większego problemu, aby odpowiedzieć, która produkcja zyskała dominację w przestworzach. Co właściwie odróżnia War Thunder od World of Warplanes? Przede wszystkim – frajda z rozgrywki Podobnie jak w przypadku wcześniej recenzowanej produkcji, War Thunder to domyślnie sterowanie za pomocą myszki, przy drobnej pomocy klawiatury. Rozwiązanie Wargamingu w ogóle nie przypadło mi do gustu. Model zaprezentowany przez Gaijin to już znacznie lepsze wrażenia płynące z łatwiej wykręcać beczki. Są bardziej sterowne. Pikowanie czy nagłe zrywy w górę – wszystkie manewry sprawiają po prostu znacznie więcej frajdy. Czy to zrywny myśliwiec, czy też toporny, walczący z pilotem bombowiec – pilotaż jest w War Thunder przemyślany, daje dużo satysfakcji oraz, co najważniejsze, budzi emocje i stwarza okazje do naprawdę efektownych starć w powietrzu. Trzeba również korzystać z klawiatury, ponieważ poza samą myszką, to za jej pomocą możemy zwiększać kąt nachylenia czy korygować podejście. W World of Warplanes przeraziły mnie puste mapy, które nie zapraszają do lawirowania między górami czy pikowania w kanionie. W War Thunder jest inaczej Tutaj topografia to bardzo ważna składowa podczas rozgrywki. Wielu graczy pikuje niebezpiecznie nisko ziemi, starając się zgubić ogon między koronami drzew oraz pagórkami. Lot za takim uciekającym delikwentem, któremu kopci się z ogona, to niesamowita dawka adrenaliny. Atakowanie celów naziemnych czy zdobywanie i kontrolowanie terenów – większość z tych aspektów jest obecna w obu produkcjach, lecz to War Thunder wygrywa zarówno pomysłem, jak i Thunder jest po prostu bardziej soczyste. Już samo prucie ogniem z karabinu maszynowego wygląda lepiej i daje więcej frajdy. Co dopiero mówić o rakietach i bombach. War Thunder pozwala na kłopotliwy, ale efektowny widok z kabiny, a nawet takie perełki jak katapultowanie się pilota czy… wysunięcie podwozia i wylądowanie. Dodatkowo, pod względem samej walki, War Thunder znacznie bliżej do Battlefield 4, niżeli konkurencji Podczas rozgrywki w World of Warplanes dominował chaos. Starcia były krótkie i przypominały szarże powietrznej konnicy. War Thunder wspiera drużynowe zgranie wszystkimi możliwymi sposobami. Najbardziej udanym jest na pewno system oto gracze dostają punkty nie tylko za zestrzelonych rywali, zniszczone cele naziemne czy przejęte obszary. Wzorem hitu od DICE, w War Thunder premiowane są również asysty, ponadto nie trzeba strącić wrogiego samolotu, aby zyskać punkty. To ogromna zaleta, która pozwala na szybkie wyuczenie się fachu pilota, z odczuwalnymi osiągami już przy pierwszych rozpoczęcie zabawy w tym momencie wiąże się z pewnymi problemami. Przede wszystkim, jest nim społeczność graczy skupiona wokół gry. World of Warplanes dopiero ruszało, kiedy miałem okazję testować ten tytuł. Ilość żółtodziobów była przytłaczająca. War Thunder to już poletko prawdziwych asów lotnictwa, którzy bywają bardzo nietolerancyjni dla nowych kadetów. Wyzwiska na czacie, krzyki i wulgaryzmy w komunikatorze dźwiękowym – niestety, brudna rzeczywistość tytułów F2P nie ominęła również tej produkcji. Zastanawiając się nad stroną wizualną, bardzo ciężko jest mi znaleźć zdecydowanego zwycięzcę tego starcia Zarówno War Thunder, jak również jego rywal to ładne, miłe dla oka gry, ale nic więcej. O ile World of Warplanes to piękne blaski słońca skąpanego w morskich wodach, tak War Thunder pokazuje znacznie bardziej różnicowane widoki na ziemi. Drzewa, domy, zabudowania – tego jest po prostu więcej i gęściej w tytule od Gaijin, co da się odczuć podczas tego, przewaga jednej ze stron pod względem aspektów wizualnych jest niemal niemożliwa do zdobycia. Obie gry wyglądają bardzo podobnie. Gdybym miał zajrzeć głębiej, World of Warplanes to lepsze modele samolotów oraz system zniszczeń, natomiast War Thunder to przede wszystkim znacznie bardziej różnicowane i gęste od detali lokacje. Pod względem mikro-transakcji, War Thunder to niemal te same rozwiązania, co Wargamingu. Ze względu na nieco odmienny model rozgrywki, zasobni gracze są jeszcze silniej premiowani To z kolei za sprawą powietrznych starć, które zjadają graczowi średnio 20 minut, natomiast podczas ich trwania możemy wystawić do boju wszystkie posiadane na pasku maszyny. Co więcej, za pomocą złota zniszczone wraki możemy wykorzystać ponownie, podczas tej samej sesji. Stajemy więc przed sytuacją, kiedy gracz płacący może walczyć 12 maszynami, kiedy niepłacący – cóż, to już zależy od jego umiejętności i czasu poświęconego na poza zakupami samych maszyn, możemy również je ulepszać. Nowy karabin, silnik, specjalny rodzaj uzbrojenia, bomby, torpedy, rakiety czy nawet kosmetyczne elementy, takie jak flaga Polski na skrzydle czy seksowna grafika pin-up na boku – to wszystko czeka na nas w garażu, o ile macie odpowiednią ilość środków i doświadczenia. Na całe szczęście War Thunder nie pozwala zdominować rozgrywki „bogatym” pilotom, ponieważ nawet oni potrzebują pewnej ilości stażu w powietrzu, aby zakupywać nowe technologie i rozwiązania. W takim razie kto wygrał w tym starciu? W moim odczuciu – zdecydowanie War Thunder. Nie grafiką czy muzyką, ale po prostu lepszym patentem na rozgrywkę Ten tytuł jest znacznie bardziej efektowny, emocjonujący oraz miły w obsłudze. Dzieło Gaijin to bogactwo trybów, mniejszy chaos w przestworzach oraz większe zgranie drużyny, wspierane przez system. Dodajcie do tego bardziej dynamiczne i pozwalające na więcej sterowanie, ładniejsze areny jak i większą frajdę z prucia ogniem w stronę przeciwnika. O ile World of Warplanes wydało mi się puste i jałowe, tak War Thunder to wybuchy, smugi dymu oraz linie ognia w przestworzach. Serie pocisków, loty w ciasnych przesmykach oraz ciekawe podejście do celów naziemnych. Jeżeli nie boicie się gier typu F2P i chcecie spróbować swoich sił jako pilot – polecam właśnie War Thunder. O ile na ziemi niepodzielnie rządzi Wargaming, tak w powietrzu zdecydowanie przegrał pierwszą batalię. Po wzbiciu się w przestworza do opanowania wybranego samolotu potrzebny będzie nam już tylko gryzoń, wysłużony WSAD, bądź też sprawny joystick lub gamepad. No i koniecznie - nieco cierpliwości. Muszę bowiem przyznać, iż w pierwszej chwili model lotu World of Warplanes sprzedał mi dość nieeleganckiego plaskacza. Na chwilę obecną zdaje się on stać w dziwnym rozkroku pomiędzy symulacją, a zręcznościówką i albo zdecyduje się wreszcie na konkretny kurs albo rozjedzie się na pasie startowym. Z jednej strony wzbijać się tu możemy w zasadzie pod kątem 90 stopni, a w większości przypadków ostre zwroty również nie stanowią wielkiego wyzwania. Z drugiej zaś, wykonanie zgrabnej beczki graniczy już z cudem, a maksymalny pułap niektórych samolotów również sugeruje przekłamane zaniżenie. Nie lepiej jest też z przeciągnięciem, które przez swoją ślamazarność i ociężałość wykonania w zasadzie niweluje taktyczne możliwości kryjące się za tym manewrem. Dobrze chociaż, że wielkość map i początkowe, dalekie rozłożenie na nich drużyn daje parę chwil na zapoznanie się z umiejętnościami konkretnej maszyny. Każdy aeroplan to w końcu inna prędkość maksymalna, optymalny pułap lotu, moc silnika i siła rażenia. Na wymienione współczynniki mamy oczywiście wpływ za sprawą instalacji nowych podzespołów takich jak silnik czy działka pokładowe. Opcji nie ma tu jeszcze tyle co w przypadku sławnych czołgów, ale nie zapominajmy, iż pancerni mają nad lotnictwem przewagę w postaci 2 lat grubych aktualizacji. Kiedy jednak uda nam się już oswoić z wybranym „wolantem”, a z pomiędzy chmur wyłoni się pierwszy przeciwnik, World of Warplanes dostarcza dokładnie to, co w World of Tanks jest w zasadzie nie do osiągnięcia – szybką i przeładowaną adrenaliną rozgrywkę pełną przeszywających powietrze pocisków, nurkowania na dostępnym w grze „dopalaczu”, eksplodujących silników i napięcia, wynikającego z powolnego wchodzenia przeciwnikowi na „ogon”. Co chwilę coś tu wybucha, niebo przecina czarna wstęga dymu ciągnąca się za opadającym samolotem, a świadomość posiadania jednego „życia” dodatkowo podkręca nerwowość starć. Pomimo zwiększonej dynamiki potyczek destrukcja w dalszym ciągu wiąże się tu bowiem z powrotem do garażu i koniecznością wyboru innej maszyny, a tym samym z przymusem dołączenia do nowego placu kończy się więc w momencie, w którym albo to my zamienimy się w ognistą kulę pędzącą na spotkanie z matką-ziemią, albo ów spektakularny taniec zaliczy ostatni samolot wrogiej drużyny. Zwycięstwo osiągnąć można tu także za sprawą niszczenia instalacji naziemnych, jednak a) na początkowych poziomach samoloty i tak nie posiadają wystarczającej siły rażenia, by zdziałać coś konkretnego w tym temacie i b) w lwiej części rozgrywek gracze mają w serdecznym poważaniu cele znajdujące się na ziemi. Przy zaledwie jednym trybie rozgrywki dostępnym w grze (Team Deathmatch) radość płynąca z World of Warplanes opiera się więc wyłącznie na możliwości kasowania innych pilotów. Przynajmniej na razie, bo do zainteresowanych tematem już teraz docierają głosy o nadchodzących misjach eskortowych i tych opierających się na obronie jednostek na dwunastej!Jako totalny lajkonik w temacie sił zbrojnych nie potrafię w pełni docenić zarówno obecności, jak i poziomu odwzorowania tych wszystkich Mustangów, Spitfire’ów czy też Iłów dostępnych w grze. Nie grzeją mnie przez to unikatowe odznaczenia pojawiające się na pilotowanym samolocie wraz z kolejnymi zestrzeleniami i nie stwierdzę, czy przyjemny terkot silnika mojej maszyny ma swoje pokrycie w rzeczywistości. Wiem za to, iż pomimo młodego wieku i zaledwie kilku piórek na karku World of Warplanes to ptaszysko z niesamowitym potencjałem – gra na pewno nie idealna, ale za sprawą przemyślanego systemu awansu i odblokowywanych kolejno ulepszeń niesamowicie wciągająca. Świetna na krótkie posiedzenia i garść partyjek, ale i również mająca w sobie wystarczającą ilość mocy, by wciągnąć mnie na cały wieczór. Wiele trzeba tu jeszcze podreperować, ale studio Wargaming już raz pokazało, iż wie jak powoli acz sukcesywnie doszlifowywać swój produkt. Nie wątpię, iż w tym przypadku będzie dokładnie tak samo. Choć z pewnością trochę to ocena:Grafika:zadowalającyDźwięk:dobryGrywalność:zadowalający plusOgólna ocena:

co lepsze world of warplanes czy war thunder